Połowa pierwszego sprintu!
Jesteśmy na półmetku naszego pierwszego sprintu! Zapraszam więc do pierwszego artykułu w ramach "Demo- Release" - więcej na temat tego, na czym taki wpis polega w Słowniczku. Wcześniej planowałam jeden zbiorczy wpis na każdy sprint, ale już widzę, że nie ma sensu tak tego ograniczać. Bogota zasłużyła na swoje własne, indywidualne miejsce 🙂
Kiedy w październiku 2013 roku Justin Bieber postanowił zabawić się w artystę ulicznego po swoim koncercie w Bogocie, nie zdawał sobie nawet sprawy, ile zamieszania tym wywoła. „Gwiazdor” pojechał na jedną z głównych ulic miasta – Avenida 26, drogę dojazdową z lotniska do centrum – w obstawie policji i towarzystwie ekipy filmowej. Zapewne nieświadom tego, że dwa lata wcześniej, policja zabiła 16-letniego graficiarza strzałem w plecy, gdy zaczął uciekać. Policjanci odpowiedzialni za morderstwo dali radę się wywinąć od odpowiedzialności, co jest zresztą typowe w Państwie, w którym prawo po prostu nie działa. W Kolumbii ciągle rządzi pieniądz i to niestety ten podawany sobie „pod stołem”.
Kiedy Bieber uruchomił swój kanał YouTube z nagraniem swojej nocnej eskapady, artyści street’owi wpadli w szał. Uznali to wydarzenie za pokaz skrajnej hipokryzji ze strony policji: „skoro chronicie jego, zacznijcie chronić też nas!”. Graffiti Biebera zostało podobno zamalowane 30 min po opublikowaniu nagrania, a tydzień po tym wydarzeniu ponad 200 artystów street art’u ruszyło razem w miasto, dokładnie na tę samą ulicę co Justin i zaczęło malować, malować, malować… Już bez osłony nocy, jawnie – w ciągu dnia. Okoliczni mieszkańcy donosili im kawę i przekąski. I tak powstała jedna z najbardziej imponujących galerii street art’owych świata.
Bogota była do niedawna doskonałą sceną dla sztuki ulicznej. Od czasu tego wydarzenia, władze miasta zmieniły bowiem podejście do murali. Wiele z prac, szczególnie w rejonie La Candelarii, turystycznej dzielnicy Bogoty, zostało nawet namalowanych na ich zlecenie. Graficiarze zaczęli mieć etyczny problem. No bo jak można być dalej artystą street art’owym, tworząc legalnie? Mija się to zupełnie z niepisanym kodem tej społeczności. Dlatego żaden szanujący się graficiarz nie maluje jedynie legalnie – choćby jego nazwisko było bardzo chodliwe i miał możliwość wyszaleć się na ścianach sprezentowanych przez miasto, organizacje pozarządowe albo prywatnych właścicieli (dobry mural potrafi podnieść wartość nieruchomości!), to i tak raz na jakiś czas atakuje nielegalną ścianę po to, żeby środowisko artystów go nie wykluczyło.
Od roku street art znów ma w Bogocie pod górkę. Ale tylko trochę. Nowy burmistrz miasta (pochodzenia litewskiego co ciekawe 🙂 ), wypowiedział artystom wojnę. Ma jednak interesujące metody zapobiegawcze muralom. Po pierwsze: postanowił zamalowywać street art na szaro. To dość zabawne, bo aby dobry mural mógł powstać, ścianę należy wcześniej przygotować i pomalować na jednolity kolor. Burmistrz miasta wyświadcza więc w ten sposób graficiarzom przysługę – oszczędza im czasu i pieniędzy 🙂 Dodatkowo – ilekroć taka ściana zostaje przez władze zamalowana, zostaje to zaraportowane na profilach społecznościowych miasta wraz z dokładną lokalizacją. Lepszego wyzwania graficiarze nie potrzebują.
Street art Bogoty mnie oczarował, bo nie ma nawet jednego murala, który byłby zbędny. Widać, że miasto żyje aktualnymi problemami społecznymi, które często są na tych obrazach poruszane. Czy to bunt przeciwko prywatyzacji głównych zakładów energetycznych Kolumbii, czy przed monopolem zagranicznych korporacji przejmujących rolnictwo w całym kraju – zawsze podane z pomysłem, za pomocą świetnej „kreski”, bez wulgaryzmów i za daleko idącej prowokacji. Młodzi ludzie w Kolumbii są mocno lewicujący, wierni górnolotnym ideałom: wolność, sprawiedliwość, równość społeczna. Wydaje się jednak, że ten kraj tego właśnie teraz potrzebuje.
Spędziliśmy w stolicy Kolumbii tylko 3 dni i po tym krótkim czasie będzie mi się ona kojarzyć właśnie z przepiękną sztuką uliczną i swoim patetycznym położeniem geograficznym.
Na koniec kwietnia będziemy w Bogocie z powrotem, bo tam zamykamy nasze południowoamerykańskie koło. I coś Wam powiem – BARDZO się z tego cieszę. Bogota-Buenos Aires – 1:0!!!
A dodatkowo się cieszę, że pod koniec podróży będziemy mieli mniej gotówki, więc i ryzyko straty będzie mniejsze. Miasto jest jednak dość niebezpieczne, sprawia wrażenie takiego, w którym łatwo stracić kosztowności.
Zapraszam Was do galerii z Bogoty, dostępnej tutaj – zobaczcie sami jak elektryzująca jest stolica Kolumbii (a to tylko 3 dni!).
2 Odpowiedzi
Iwona Lewandowska
Sylwia, bardzo ciekawe wpisy – zwiedzam z Wami przy biurku 🙂 Bądźcie zdrowi!
syd_ds
Bardzo nam miło! 🙂 Dziękujemy!