Cusco - inkaskie kamienie i hiszpańskie kościoły
Peru okazało się dla mnie miłą niespodzianką. Jadąc tutaj nie nastawiałam się na wiele więcej ponad Matchu Picchu, a ciągle jestem mile zaskoczona. Przebywamy w Peru już prawie 3 tygodnie i trzeba przyznać, że się trochę zadomowiliśmy. Tym bardziej, że połowę tego czasu spędziliśmy w Cusco i znamy już chyba każdy kąt starego centrum miasta. To przyjemne miejsce na dłuższy przystanek. Stare miasto w Cusco jest piękne, ale też obarczone trudną historią. Hiszpanie zgotowali tutaj niezaprzeczalnie imponującą katastrofę. Kiedy dotarli do Państwa Inków, Cusco stało się oczywistym celem ataku, było bowiem jego stolicą. Położone było w centrum państwa i to w nim krzyżowały się jego najważniejsze szlaki handlowe. Tutaj również urzędowali inkascy władcy, tu budowali swoje pałace, tu się skupiało największe bogactwo tej cywilizacji. Dzisiaj wszystko to trzeba sobie jedynie wyobrażać. Spacerując po starym centrum Cusco, można grać w grę "Kto wypatrzy inkaskie kamienie!", bo to jedyne, co z czasów rdzennej ludności tego regionu pozostało w mieście.
Hiszpanie zburzyli inkaskie Cusco doszczętnie, a kamienie z ruin wykorzystali jako budulec do Cusco hiszpańskiego. Nie można zaprzeczyć- włożyli w to dużo "serca". Ponad 30 kościołów wypełnionych barokową sztuką, piękne klimatyczne kamienice z krużgankami i rzeźbionymi w drewnie balkonami, wielkie dziedzińce obsadzane drzewami magnoliowymi, gdzieniegdzie można wypatrzeć płytki ajulejos. Nie wiem, czy widziałam w Hiszpanii równie uroczą miejscowość...
...wiem jednak na pewno, że nigdzie w Europie poza Watykanem nie widziałam tak bogatych, opływających w złoto i srebro kościołów... Miało rzucić miejscowych na kolana, miało okrutnie i bezczelnie zmienić Indian w chrześcijan. W Katedrze w Cusco są dwie rzeczy, które najbardziej zostały mi w pamięci- reszta to wielka zlewająca się fontanna złota i malowane jak przez kalkę sakralne obrazy. Pierwsza z tych rzeczy to obraz "Ostatnia wieczerza" namalowany przez malarza o imieniu Marcos Zapata, głównego reprezentanta malarskiego stylu Cusco. Sportretowana scena jakby znana, ale spójrzcie, co leży na głównym półmisku na stole- świnka morska 🙂 Druga rzecz to krzyż, przy którym został ochrzczony pierwszy władca Inków tuż przed swoją egzekucją... Dostał wybór: albo go powieszą albo zetną. Wolał zawisnąć, w kulturze Inków wierzono, że należy umrzeć z " głową na karku", tylko wtedy ma się szansę na reinkarnację. Zawisł... ale wcześniej musiał się ochrzcić.
W jeszcze innym Kościele w Cusco- San Blas, znajduje się niezwykła ambona, rzeźbiona przez artystę przez 20 lat. Faktycznie wygląda imponująco i ciężko sobie wyobrazić, żeby móc upchać w niej więcej religijnych symboli, postaci i wydarzeń. Słuchaliśmy audio przewodnika wszędzie, gdzie to było możliwe. Przy tej ambonie rozwalił mnie jeden komentarz, który brzmiał mniej więcej tak:
-"Proszę zwrócić uwagę na symbole kultury inkaskiej, uwzględnione w tym wielkim dziele-"
Wyglądam tych symboli i nic nie widzę...
-"...- kiście winogron i bananów na spodzie ambony."
Już widzę! Takie maleństwa...
-"Jak to możliwe, żeby w chrześcijańskim kościele mogły się znaleźć symbole rdzennej ludności Cusco?!"
No nie wiem...
-"A to dlatego mianowicie, że Kościół był w tym czasie bardzo wyczulony na kulturę inkaską i starał się łączyć elementy obu tych kultur, żeby pokazać tolerancję i zrozumienie dla rdzennej ludności".
Taka odpowiedź.
Zagięło mnie... pewnie dlatego też Katedra Cusco powstała z kamieni ze zburzonych pałaców władców inkaskich po tym, jak większość z ich rodzin została wyrżnięta albo umarła na przyniesioną przez Hiszpanów ospę- żeby łączyć obie kultury. Straszna kpina! Szkoda, że ciągle Kościół Katolicki, który zarządza wszystkimi tymi kościołami i turystycznym ruchem w tych przybytkach, łącznie z przygotowaniem tych audio przewodników, nie nabrał dystansu i nie opisuje rzeczy, takimi jakimi były naprawdę.
Kiedy nie myśli się o tej całej masakrze, której Korona Hiszpańska i Kościół Katolicki tu dokonali, miasto jest naprawdę urocze. Można się trochę denerwować na turystyczny przemysł, atakujący w każdym momencie, ale nam to jakoś nie przeszkadzało cieszyć się tym miejscem. Świetne knajpy, przyjemne hostele, urocze place i placyki, piękne panoramy miasta z okolicznych wzgórz. Ciekawe muzea, dobre free walking toury, dużo szacunku miejscowych do swoich inkaskich korzeni. Przewodnik naszej wycieczki po mieście mówił "my" wspominając o Inkach, zawsze "oni" mówiąc o hiszpańskich najeźdźcach. Wszystko to czyni Cusco koniecznym do odwiedzenia w Peru punktem na mapie.
Nie wspominając o tym, że jest bazą wypadową do ogromnej liczby nietuzinkowych atrakcji w okolicy. Z Matchu Picchu na czele, ale jest tego dużo więcej. My od początku chcieliśmy stąd ruszyć na Tęczową Górę i tak też zrobiliśmy.
W Cusco jest mnóstwo agencji oferujących 1dniowy trekking do "Rainbow mountain", koszt takiej wycieczki to 80 soli za osobę +/- 10 soli (nie próbujcie tylko rezerwować tego przez internet z wyprzedzeniem! Ceny są wtedy 2x większe!). W cenie jest transport do punktu startu trekkingu (3h busem od Cusco), śniadanie i lunch. Tak poza tym idzie się właściwie samodzielnie, nas przewodnicy mocno nie ganiali, ale słyszałam, że różnie z tym bywa. Trzeba dojść na górę o konkretnej porze, żeby zdążyć zejść na wspólny lunch- to jedyne ograniczenie. Dla nas to był bardzo trudny trekking. Początek na 4200 m n.p.m., koniec na 5200 m n.p.m., 1000m wzniesienia w niecałe 3h i jeszcze na takiej wysokości... dramat. Ledwo się wczłapałam, miałam wrażenie, że płuca niosę już przed sobą. Boguś poradził sobie tym razem znacznie lepiej. Miał na górze jeszcze siłę polować z aparatem na okno pogodowe, żeby zrobić jakieś sensowne zdjęcie kolorowej góry. Ja łapałam oddech i starałam się nie zamarznąć w trakcie opadów gradu. Dotarliśmy bowiem do celu jak już wszystko pięknie zaszło chmurami 🙂
Wycieczka była jednak warta tego wysiłku, krajobrazy znów nas powaliły na kolana... mnie prawie dosłownie.
Cusco będziemy wspominać bardzo miło. W ogóle wydaje mi się, że to wspaniałe miejsce dla każdego, kto chciałby spróbować Ameryki Południowej, a trochę się boi. Zaoferuje mnóstwo wrażeń, nauczy historii widzianej z innej perspektywy, dobrze nakarmi, nie wystraszy hiszpańskim, bo sporo ludzi mówi tu po angielsku no i pokaże takie krajobrazy, jakich nie da się zapomnieć do końca życia i mimo ogromnych cen na Matchu Picchu- wszystko inne raczej przystępne. Bardzo polecam!
Zostaw Komentarz