RPA – „domo-wozem” po południowoafrykańskich drogach

with Brak komentarzy

RPA – do widzenia Afryko Południowa!

Dzisiaj nasz ostatni dzień w RPA. Wrócimy tu jeszcze za miesiąc oddać samochód, ale pożegnamy się tylko z Cape Town. Od 22 maja, kiedy ruszyliśmy naszym „domo-wozem”, przejechaliśmy już 5000 km i obejrzeliśmy całkiem sporą część tego kraju, skupiając się na Parkach Narodowych i przyrodzie, bo też do tego jesteśmy z tym całym naszym sprzętem przygotowani.

Jak wygląda takie podróżowanie camperem? Jak się zwiedza Parki Narodowe w RPA, z czym się to wszystko wiąże? Dzisiaj trochę o tym właśnie.

 

Camper vs. „normalny” samochód

Wypożyczenie takiego samochodu, jak ten którym my się poruszamy, to największy koszt całej wyprawy. Zapewnia jednak od razu transport, również w cięższych warunkach, wymagających napędu 4x4, znacznie tańszy nocleg i mniej kosztowną opcję wyżywienia, bo we własnym zakresie. Supermarket zawsze będzie tańszy niż najtańsza restauracja, a nawet fast food.

Nie mniej jednak zauważyliśmy, że różnica w cenie między miejscem campingowym, a najprostszym bungalow’em w tym samym miejscu, wynosi mniej więcej tyle, ile wynosi różnica w cenie wypożyczenia campera i „zwykłego” 4x4. (Cena campingu na 2 osoby to maksymalnie 20 USD, cena pokoju na tym samym obozowisku – od 60 USD).

Czasem mamy wrażenie, że można by było zamienić nasz „domo-wóz” na normalny samochód i w tej samej cenie spać pod dachem. Tym bardziej, że i tak raz na jakiś czas pod tym dachem śpimy. A to dlatego, że jesteśmy akurat w mieście i wygodniej jest zatrzymać się w centrum, w jakimś Guesthous’ie. Czasem dlatego, że potrzebujemy dostępu do wi-fi, żeby przygotować się dobrze do kolejnego etapu trasy albo tak jak dzisiaj – opublikować tego posta 🙂 Czasem, żeby się ogrzać (głównie ja 🙂 ).

Nie jest to jednak tak oczywiste, bo różnice w cenie bywają czasami znacznie większe niż to, co można zaoszczędzić na camperze. W zwykłym samochodzie trudniej o lodówkę i przybory kuchenne, które gwarantują, że wszędzie jesteśmy w stanie przygotować coś do jedzenia. Ceny w restauracjach w RPA nie są zbyt wysokie. Jest taniej niż w Warszawie, ale zdarza się, że w środku Parku Narodowego koszt wzrasta razy dwa, bo monopol działa.

Ostatecznie ciągle jeszcze nie doszliśmy, co jest bardziej opłacalne, ale muszę przyznać, że camper jest po prostu wygodniejszy i gwarantuje możliwość spania i przygotowania posiłku wszędzie. Zdarza się, że w pokojach w Parkach nie ma już miejsc, miejsce campingowe znajdzie się praktycznie zawsze.

Za chwilę wjedziemy do krajów z gorszą infrastrukturą i pewnie jeszcze bardziej docenimy nasz dom na kółkach.

Wydaje się jednak, że akurat RPA można przejechać tańszym samochodem (nawet niekoniecznie 4x4, w parkach RPA drogi są w bardzo dobrym stanie), korzystając z ogólnodostępnych kuchni na obozowiskach i mieszkając w domkach/pokojach.

 

Campingi i Guesthous’y w RPA

To jest poezja! Infrastruktura praktycznie wszędzie, gdzie się do tej pory zatrzymywaliśmy nas powaliła.

Każde stanowisko w campingach jest wyposażone w źródło prądu i wody, kosz na śmieci i obowiązkowo – braai, czyli miejsce na grilla. To jest sport narodowy w RPA, nie może zabraknąć miejsca na braai!

Zdarzyło nam się parę razy, że mieliśmy na stanowiskach własną łazienkę i własny aneks kuchenny ze zlewem i kuchenką gazową.

Jeśli stanowiska nie posiadają takich udogodnień, zawsze jest ogólnodostępna łazienka i kuchnia, czasem pralnia. Nigdy nam się nie zdarzyło, żeby gdzieś było brudno. Wszystko jest utrzymane w nienagannej czystości, a łazienki są lepsze i czystsze niż te, z których korzystaliśmy w niektórych hostelach w Ameryce Południowej. Blaty przy umywalkach wyłożone kamieniem, każdy prysznic z miejscem na kosmetyczkę, ręcznik, ubrania. Zawsze jest papier toaletowy 🙂 Jak ktoś trochę podróżował to wie, że to nie jest standard 😉

Guesthous’y to też ciekawa sprawa. Nie jest tanio. Najtańsza opcja zakwaterowania, nawet w mało turystycznej miejscowości to wydatek min. 50 USD. Tyle zdarzało nam się płacić w Ameryce Południowej, ale tylko w Patagonii i dostawaliśmy tam za to czasem jedynie 2 łóżka w dormitoriach albo lichy pokój z piętrowym łóżkiem. Nie ma w RPA takiej kategorii jak hostele. Ceny zaczynają się właśnie od 50 USD i dotyczą czegoś, co my byśmy w Polsce nazwali pensjonatami. I nawet najtańszy pensjonat tutaj to w naszych kategoriach pałac! Ogromne pokoje, wygodne łóżka, praktycznie zawsze aneks kuchenny z pełnym wyposażeniem (rzadko mają tu opcję B&B). To wszystko na wielkich posiadłościach, przyozdobione afrykańskimi atrybutami: koniecznie obrazy i rzeźby afrykańskich zwierząt (czasami niestety również głowy wypchanych antylop!), ratanowe meble w ogrodzie, mahoniowe biurka na recepcjach. Robi wrażenie muszę powiedzieć. Krzyczy kolonializmem. No i oczywiście takie miejsca zawsze należą do białych Afrykanersów, a wszyscy pracownicy (ogrodnicy, pokojówki itp.) są czarnoskórzy... I powiedzcie mi – co się tutaj zmieniło? Samo zwiedzanie tych miejsc jest już ciekawe i sporo o kraju opowiada.

Profil turysty

To jest dla mnie największe zaskoczenie, jaką ja jestem gówniarą na tych Afrykańskich stepach 🙂 W Parkach Narodowych i na campingach towarzyszą nam głównie weseli emeryci. Najczęściej Afrykanersi, czyli biali mieszkańcy czarnego lądu i przede wszystkim z RPA. Druga nacja to Holendrzy, którzy znów jakimś cudem czują się tutaj widać lepiej niż w innych miejscach świata. To fascynujące, jak te post-kolonialne powiązania zawsze pozostają. Trzecia nacja to oczywiście Niemcy. Wszyscy mają jedną wspólną cechę – są w wieku emerytalnym, 70-latkowie to tutaj największa grupa turystów.

Życie towarzyskie na campingach nie istnieje, co nas bardzo zmartwiło. Chciałoby się jakiejś gitary, ogniska, pieśni niesionej w las (sawannę w tym przypadku), ale nic z tych rzeczy. Słońce zachodzi o 17:30, wszyscy jedzą kolację, a potem w ciszy czytają książki, kontemplują… idą spać o 20:00. Zdarza nam się rozmawiać szeptem- jest tak cicho...

Z drugiej strony – nasi współtowarzysze są bardzo uczynni. Pomagają się nam zawsze zainstalować na stanowisku, odnaleźć źródło prądu czy wody, ale poza standardowym „small talk” nic więcej się nie dzieje. Jeśli z kimś pogadaliśmy dłużej to najczęściej są to młodzi Holendrzy (w zupełnej mniejszości!), którzy tak jak my szukają chyba kogoś do pogawędki i jakiegoś bliższego kontaktu 🙂

W takiej atmosferze przeczytałam przez te 3 tygodnie już 5 książek (wcale nie małych!). Trzeba się do rzeczywistości jakoś przystosować.

Parki Narodowe RPA – jak się w nich zorganizować?

Parków Narodowych w RPA jest bardzo dużo. 19 z nich jest zrzeszonych pod egidą „South African National Parks – SANParks”. Organizacja SANParks posiada bardzo dobrą stronę internetową, na której każdy z Parków jest świetnie opisany i gdzie z wyprzedzeniem można sobie zarezerwować nocleg, opłacić wejściówkę itp.

Podróżujemy w niskim sezonie turystycznym, więc poza jednym wyjątkiem – Kruger National Park, nie musieliśmy nic rezerwować w wyprzedzeniem. Za miesiąc będzie już podobno zupełnie inaczej i bez wstępnej rezerwacji ani rusz.

Zwiedzanie takich parków to w głównej mierze – jeżdżenie samochodem i wypatrywanie zwierząt. W RPA trzeba ich szukać, to nie Serengeti, gdzie zwierzaki są wszędzie. Zdarzyło się, że przez 2 godziny jazdy samochodem nie zobaczyliśmy nic albo tylko antylopy, które nam się już "opatrzyły". To dobra lekcja cierpliwości.

Zwiedzając każdy Park Narodowy warto zadbać o kilka kwestii:

  • Sprawdzić, gdzie są bramy wjazdowe i wyjazdowe.
  • Dowiedzieć się, jakie są godziny otwarcia parku. To bardzo ważne! Do obozu trzeba zawsze zjechać przed godziną zamknięcia, za spóźnienia są wysokie kary.
  • Sprawdzić ceny wejściówki i ceny zakwaterowania.Każdy nocleg na terenie parku to dwie niezależne opłaty: wejściówka do samego parku + sam nocleg, za każdą osobę osobno i za każdy dzień pobytu. Parki bardzo się od siebie różnią cenami – Kruger w RPA był najdroższy i naszym zdaniem wcale nie najlepszy. iSimangaliso było znacznie ciekawsze, a wejściówki były o 30% tańsze.
  • Dowiedzieć się, jakie są opcje zakwaterowania i w której części parku są położone. Parki mają praktycznie zawsze więcej niż jeden obóz, a taki Kruger ma ich kilkadziesiąt! Wybrany camping czy lodge może więc zadecydować o tym, którą część parku będziecie zwiedzać, bo odległości mogą być za duże, żeby zjechać cały rezerwat w 1-2 dni (tyle ile zwykle my w parkach zostawaliśmy, można oczywiście zostać w jednym parku na dłużej).
  • Zaopatrzyć się w mapkę rezerwatu na recepcji i zastanowić się nad trasą. Mapki można albo dostać za darmo na recepcji albo trzeba je sobie kupić. Są zwykle nieźle przygotowane i poszczególne odcinki trasy mają podane kilometraże, co pomaga zaplanować trasę. To bardzo ważne, bo jak pisałam wcześniej – jeśli chcecie zrobić safari o zachodzie słońca, trzeba pilnować godzin i wrócić do obozu przed zamknięciem bram.
  • Dowiedzieć się, jakie są w parku zwierzęta. Można potem grać w tropienie i odhaczać, co już się udało „upolować” 🙂
  • Zapytać czy w danym parku są drapieżniki. Ogólnie rzecz biorąc w parkach nie wolno wychodzić z samochodów poza wyznaczonymi do tego miejscami. Nawet wtedy, kiedy drapieżników nie ma, bo nosorożec albo hipopotam to też nie maskotka. Ale warto wiedzieć, czy w parku są dzikie koty. Łatwiej jest się wtedy zastosować do zakazów 🙂
  • Wybierać miejsce campingowe jak najbliższej granic obozu, najlepiej przy samym ogrodzeniu, zwykle jest to siatka, drut kolczasty na górze i dodatkowo część pod napięciem elektrycznym. My tak mieliśmy w Krugerze – wieczorem 2 metry od nas, za ogrodzeniem, biegała sobie hiena, zauważyliśmy też dwa zabezpieczone przez obsługę campingu podkopy pod ogrodzeniem 🙂
  • Sprawdzić dodatkowo płatne aktywności dostępne w recepcji Parku. Co do zasady – jak się ma własny samochód 4x4 to zorganizowane przez park safari nie przyniesie żadnej wartości dodanej. Ciekawe są jednak czasem dodatkowe opcje, których samemu zrealizować nie można np.: nocne albo piesze safari, rejsy po rzekach i jeziorkach, w których pływają hipopotamy i krokodyle, itp. Raz na jakiś czas warto dopłacić.

W RPA trzeba zwierzaków szukać, cała zabawa polega na ich wytropieniu, a chowają się zwykle lepiej niż koleżanki na zdjęciu 🙂

Może tych kilka informacji pomoże Wam się kiedyś przygotować do podróży po RPA. Jeśli ktoś z Was trochę się boi tego kontynentu, a chciałby jednak dziką przyrodę Afryki zobaczyć – bardzo polecamy RPA. Poza dużymi miastami jest bezpiecznie. Drogi są rewelacyjne, a kultura jazdy kierowców wysoka, prędkości nikt nie przekracza, bo kontroli policji na drogach jest sporo (podobnie jak u nas można liczyć na pomocnych kierowców, którzy ostrzegają przed radarem mrugnięciem długimi światłami 🙂 ).

Parki zwiedza się łatwo i przyjemnie. Jest ich mnóstwo i nawet te mniej znane gwarantują fantastyczne przeżycia. Zachwycać się można nie tylko zwierzętami, ale też urozmaiconymi krajobrazami, czasami porównywalnymi do najbardziej spektakularnych widoków Ameryki Południowej (Blyde River Canion – wow!). Jest tu wszystko, czego trzeba do ciekawych aktywnych wakacji, więc bez obaw i w drogę! 🙂

Blyde River Canion - jeden z największych kanionów na świecie, jeden z najbardziej spektakularnych widoków, jakie widzieliśmy.

Nasze łowy...

I jeszcze kilka dodatkowych zdjęć z naszego "polowania" w Kruger National Park. Moimi bohaterkami z tego parku są przesympatyczne żyrafy. Podchodzą blisko, często zaciekawione gośćmi, więc można uchwycić w obiektywie ich spojrzenie, skierowane prosto na fotografa - oczywiście spod długich, czarnych jakby pociągniętych maskarą, rzęs 🙂

Pierwszy raz natknęliśmy się też na stado dzikich psów - likaonów plamistych. Piękne i intrygujące zwierzęta. Podobno jedne z najinteligentniejszych drapieżników, z bardzo rozwiniętymi zachowaniami społecznymi. 

To tyle jeśli chodzi o RPA. Ruszamy do Zimbabwe!

Zostaw Komentarz