Salento - machina lepsza od innych machin
Czasem trochę mnie bawi to pchanie się przez podróżników na siłę „poza utarte szlaki” i traktowanie z pogardą tego, co odwiedzają co roku tysiące albo i setki tysięcy ludzi. Rozumiem, z czego to się bierze i że wielu jeszcze ma w sobie żyłkę odkrywcy, a niewiele już zostało do odkrycia, więc trochę na siłę szuka się czegoś, co nie było jeszcze sfotografowane, opisane, przebyte… Nie mówię tu o ludziach, którzy szukają ważnych historii – to inna bajka. Te najlepsze faktycznie będą się kryły poza utartymi przez turystów szlakami, więc każdy szanujący się reporter musi trzymać się od sztampy z daleka.
No i jest cała grupa wyczynowców, która przy okazji poznawania świata potrzebuje znacznie większej dawki adrenaliny i chce czegoś dokonać. Niektórych bardzo podziwiam. Taką na przykład Małgosię Wojtaczkę, która ostatnio przeszła piechotą od brzegu Antarktydy aż na sam biegun południowy, samotnie i bez wsparcia z zewnątrz! To zupełnie inna kategoria, inna liga.
Ale my jesteśmy turystami. Taka prawda i choć ostatnio to określenie jest bardzo niemodne, każdy chce być podróżnikiem, ewentualnie backpackers’em… Według mnie nie ma co szukać różnic na siłę - większość ludzi jeżdżących po świecie jest turystami.
Dlaczego o tym piszę? Bo Salento, tak jak wiele miejsc, które odwiedziliśmy ostatnio jest totalnie turystyczną machiną. Stare centrum miasteczka składa się z knajp, sklepów z pamiątkami i hosteli. Ale jednak obok San Pedro de Atacama w Chile będzie to najlepsza machina turystyczna, jaką odwiedziliśmy, bo one również bywają różne.
„Turystyczny” w mojej opinii nie oznacza od razu zły. Największy problem z takimi miejscami to pułapki cenowe i jakościowe (np. przy okazji noclegów i jedzenia na mieście), brak swojej tożsamości, czegoś co taką turystyczną miejscowość wyróżnia oraz zatracenie przez mieszkańców tych miejsc szczerej gościnności. Salento takie nie jest. Oto 4 powody, dla których tak spodobało nam się to miasteczko.
-
Niedrogie i dla ludzi!
Bez nadęcia, które niestety odczuwaliśmy w miejscowościach w Patagonii albo w Aguas Calientes pod Machu Picchu. Salento traktuje turystę z nadzieją, że jeszcze wróci, więc gościnnie i fair. Bez żyłowania cen na maksa. Nocleg za 20 USD to piękny, odnowiony pokój z widokiem jak z bajki, pysznymi śniadaniami z kolumbijskim serem i arepami w roli głównej i przesympatycznym gospodarzem, który działał lepiej niż większość informacji turystycznych, z jakimi mieliśmy do czynienia. Rozpisał nam 2 dni w szczegółach i mówił powoli pięknym, dokładnym hiszpańskim, żebym na pewno zrozumiała.
-
Valle de Cocora czyli Dolina Tysiąca Palm to punkt obowiązkowy!
A Salento jest najlepszą bazą wypadową na tę wycieczkę. Bardzo przyjemny, jednodniowy trekking, w sumie około 12km, trochę po górkach, nawet się zmęczyliśmy, ale umiarkowanie. Widoki – wspaniałe! W rezerwacie Acaime, który zwiedza się po drodze, można się z bliska przyjrzeć kolibrom. Pierwszy raz w życiu widziałam te ptaki na żywo. Próba „upolowania” takiego obiektywem przy kwiatku to świetna gra – wyszłam z niej zupełnie przegrana 🙂
-
Organiczne plantacje kawy – jak na wycieczce szkolnej
-
Świetne są takie wycieczki! W 1,5h mnóstwo się dowiedziałam o uprawie i produkcji kawy, a naprawdę nic o tym nie wiedziałam. Piję ten napój codziennie i nigdy się nie zastanawiałam nawet jak wygląda krzak, na którym kawa rośnie. A to nawet nie krzak, tylko drzewo 🙂 Plantacje wokół Salento są niewielkie, najczęściej bardzo ekologiczne, co sprzyja miłej atmosferze zwiedzania. Nie wpadliśmy do środka wielkiej fabryki, ale przytulnego gospodarstwa, gdzie po prostu miło spędziliśmy czas. I znowu – cena takiej przyjemności to ok. 7USD – niewiele, biorąc pod uwagę wartość dodaną, którą wygenerował dla nas spędzony tam czas. Do wielu z plantacji można z Salento dojść piechotą albo podjechać wszechobecnymi jeep’ami-taksówkami, które też nie szokują cenami.
-
Salento – tak urocze, że nie da się mu nie ulec…
-
Stare centrum Salento jest jak cukierek. Dopieszczone w szczegółach, czyste, kolorowe. Spacer tymi uliczkami to sama przyjemność. Jest bardzo bezpiecznie i sympatycznie. Trochę jak w lunaparku, mało w tym autentyczności, ale nie szkodzi, bo miasto ma swój styl, bardzo spójny i przemyślany. Świetna turystyczna wizytówka Kolumbii! Nasze Zakopane mogłoby się sporo nauczyć.
Zostaw Komentarz