Santiago i Valparaiso - nasz "odwyk" od dzikiej natury
Santiago i Valparaiso dodaliśmy do naszej trasy, bo zatęskniliśmy za dużymi miastami. W stolicy spędziliśmy 3 dni, szwendając się bez konkretnego celu. Odwiedziliśmy Muzeum Sztuki Prekolumbijskiej – sporo ciekawych eksponatów, ale podanych w bardzo tradycyjny, bezkontekstowy sposób. Zajrzeliśmy na Cmentarz – Cementario General, żeby znaleźć grób zasłużonego dla Chile Polaka – Ignacego Domeyki. Ostatecznie cmentarz spodobał nam się dużo bardziej niż sławny na cały świat Cementario Recoleta w Buenos Aires.
Zajrzałam też do muzeum Pablo Nerudy, urządzonym w jego dawnym domu w uroczej dzielnicy Bellavista. Naruda to sławny chilijski poeta, laureat nagrody Nobla w roku 1971 i ktoś na kształt bohatera narodowego. Był bardzo aktywnym działaczem socjalistycznym, doradcą prezydenta Chile - Salvadora Allende. Poeta, według jednej z teorii, został zamordowany na rozkaz Augusto Pinochet'a krótko po objęciu przez niego władzy w Chile – bardzo ciekawa postać.
Valparaiso nas trochę zawiodło. Jest przepięknie położone, przypomina tym europejską Lizbonę. Niezwykle kolorowe przez barwne fasady budynków, ale też wszechobecne graffiti i murale. To wszystko niestety bardzo zaniedbane, brudne, sztuka uliczna dawno się wyrwała tu spod kontroli i żadną sztuką już nie jest. Najładniejsze okolice miasta śmierdzą uryną i psimi kupami i tak jak zwykle nie jesteśmy jakoś mocno wrażliwi na te historie, to w miejscu z takim ogromnym potencjałem i tak sławnym ze swojego „kolorowego uroku” jakoś nas to rozdrażniło.
Mi najbardziej przypadł do gustu wielki port, który leży bardzo blisko centrum miasta i można go dokładnie obejrzeć z punktów widokowych. Załadunek wielkiego kontenerowca jest jak dobry film. Gapiliśmy się chyba przez godzinę.
Santiago - miejskie historie
W ramach demo z Santiago – proponujemy poniżej trochę ciekawostek 🙂
-
Fenomen wózka z supermarketu
Mało trzeba w Santiago, żeby zacząć swój biznes. Wystarczy… wózek z supermarketu.
Stoisk handlowych z jedzeniem opartych na tym prostum urządzeniu znajdziecie w mieście zatrzęsienie. Bardzo są praktyczne, bo przede wszystkim mobilne. Daje się z nimi szybko uciekać, jak Carabinierzy wpadają na obławę. Najciekawsze produkty oferowane z takich stoisk to torty takie jak ten:
Mobilne cukiernie w Santiago to hit. W ogóle fenomen szerokiego zastosowania wózka z supermarketu wyrasta tam ponad handel uliczny… W Santiago mieszkaliśmy w AirBnB, bardzo fajnym mieszkanku w apartamentowcu z ochroną, własnym basenem, siłownią – taki raczej luksus i wyjątek jeśli chodzi o standard naszych noclegów. Któregoś dnia wchodziliśmy do windy i razem z nami wsiadła Pani… z pustym wózkiem z supermarketu. W okolicy żadnych supermarketów... Innym razem przyuważyliśmy w środku nocy na ulicy wózek przypięty do słupa kłódką.
Może my czegoś nie wiemy o tych wózkach? Zagadka zostanie niewyjaśniona 🙂
-
Kawa na nogach
Napić się dobrej kawy w Chile to poważne wyzwanie. Jakim cudem kraj, który leży tak blisko Brazylii i Kolumbii nigdy się nie nauczył, co to jest prawdziwa kawa – nie wiem. W bardzo porządnie wyglądających kawiarniach, serwujących świetne ciasta, torty i inne „kawowe” zakąski, standardem jest podawanie filiżanki gorącej wody i saszetki rozpuszczalnej kawy Nespresso! A „Cafe con leche” (pol: Kawa z mlekiem) to nic innego jak filiżanka gorącego mleka i saszetka rozpuszczalnej kawy Nespresso. Wydawało mi się, że w Santiago, tak wielkim mieście będzie trochę inaczej. Nie było. Jedyna różnica to obecność Starbucks’a, który w tych warunkach wymiata! 🙂
W takiej to kawowej rzeczywistości w latach 70-tych wymyślono „Cafe con piernas” (pol: kawa z nogami) – typ kawiarni, której obsługa to same zgrabne dziewczyny, ubrane w mini spódniczki, bluzki z dużymi dekoltami i obowiązkowo w szpilkach. Podobno pomysł polegał na tym, żeby odwrócić uwagę od okropnego smaku kawy, a inicjatorką była kobieta J Informacja nie sprawdzona – zarówno pod kątem płci pomysłodawcy, jak i smaku kawy – ostatecznie nie dotarliśmy do żadnej z tych kawiarni.
-
Fast food'owe słodkie szaleństwo
Jakość jedzenia w Argentynie i Chile mi mocno dopiekła. Pewnych rzeczy na co dzień bardzo uważnie unikam, głównie: dużej ilości cukru, białej mąki i od roku – mięsa. Tutaj okazało się to bardzo trudne. Cukier to tutaj podstawowa przyprawa, słodkie jest dosłownie wszystko. Jak nie jest słodkie to znaczy, że nie pochodzi z Chile 🙂 Pieczywo jest wściekle białe i jest jedyny pomysłem hosteli na śniadanie, najlepiej w komplecie z Dulce de Leche czyli słodkim mlekiem skondensowanym. Knajpy z kolei serwują mięso w dziesiątkach postaci, najczęściej z tłustymi frytami i jeszcze sadzonym jajkiem na wierzchu. W centrum Santiago królują fast food’y, które naprawdę pękają w szwach od liczby klientów je odwiedzających. Z pozycji zewnętrznego obserwatora wygląda to tak, jakby mieszkańcy Santiago jedli wyłącznie hamburgery, hot-dog’i i jeszcze te kotlety z frytami i jajkiem sadzonym na wierzchu. Wszystko to popijają koniecznie napojem gazowanym.
My też się skusiliśmy, w ramach zbierania „lokalnych” doświadczeń. Zamówiliśmy sobie jeden zestaw „Italiano”, bardzo popularnego hot-dog’a z pomidorami, majonezem i pastą z awokado (kolory jak z włoskiej flagi, stąd nazwa). Zestaw na rysunku sugerował 2x Italiano, napój i frytki – wydał nam się akurat dla nas do podziału. Wszystkiego dostaliśmy po dwa 🙂
Dość zabawna wydała nam się jedna knajpa, bar z hamburgerami itd. taki sam jak reszta – La Pica de Clinton. Prezydent Clinton zajrzał do niego na chwilę w drodze do Opery, w trakcie oficjalnej wizyty w Santiago wiele lat temu, aby kupić i wypić jedną butelkę Coca-coli Light. Knajpa od razu zmieniła nazwę, cała jest w zdjęciach Clintona, a sławna butelkę po coli jest wyeksponowana w specjalnej gablocie 🙂
Zostaw Komentarz