Bangkok i Koh Chang – dobry miks na „tajskie” wakacje

with Brak komentarzy

Top nr.2 - Bangkok - miasto, które doświadcza

Kiedy wychodzisz z lotniska, pierwsze co czujesz to uderzenie fali wilgotnego gorąca. Rozglądasz się dookoła, mix ludzi na terminalu powala różnorodnością – od styranych nie wiadomo jak długą drogą backpackersów po turystów biznesowych z całym garniturowym orężem. Spacerując ulicą, nie wiesz na co patrzeć. Czy na te pnącze kabli elektrycznych, które ponad wszelką logikę działają i spełniają swoją funkcję? Czy na kolorowe tuk-tuk’i pomykające między sznurami wiecznie stojących w korku samochodów? Czy na piękne Tajki, a może równie atrakcyjnych „kiedyś Tajów”, spacerujących zgrabnie na 15cm platformach?

Albo tysiące straganów z jedzeniem, które dodatkowo uruchamiają zmysł węchu – czasem zatrzymując Cię po kolejną porcję curry lub mango sticky rice, czasem wręcz przeciwnie – każąc uciekać jak najdalej od smrodu jajek, które w tym upale leżały cały dzień. W tym mieście ciekawe było dla nas wszystko. Ciekawy był Pałac Królewski, bo bogactwo tej architektury, jej symbolika i odmienność od tego, co nam znane to konieczna lekcja o tym mieście i kraju. Ciekawe było Koh San Road, bo choć przeznaczone dla turystów, ma super atmosferę i można tam spotkać ludzi z całego świata. Ciekawy był Chatuchak Market, bo kupi się tam dosłownie wszystko, a klimat miejsca przywodzi wspomnienia Stadionu Dziesięciolecia tylko w wersji XXL (8000 stoisk!!!). 

Słyszałam sporo opinii, że Bangkok nie zachwyca. Zgadzam się – nie zachwyca, bo nie taka jego funkcja. Bangkok ludzi „doświadcza” o mnóstwo intensywnych, nie zawsze pozytywnych doznań. Odwiedziliśmy go po niecałych 2 latach raz jeszcze, przy okazji wycieczki do Wietnamu i nadal fascynował mnie swoją skalą, dynamiką i różnorodnością.

Top nr.3 - Koh Chang - relaks na "Wyspie Słonia"

Prawie każdy, kto planuje urlop w Tajlandii albo w całości spędza go na którejś z rajskich wysp, albo dzieli swój pobyt na część aktywną i leniuchowanie, gdzie to drugie musi uwzględniać jakąś plażę. Nie inaczej było u nas. 

Ostatni tydzień spędziliśmy na wyspie Koh Chang. Położona blisko granicy z Kambodżą, trochę oddalona od najbardziej turystycznych archipelagów w listopadzie bez tłoku, bardzo spokojna, nie dla imprezowiczów. Postanowiliśmy nie oszczędzać i zatrzymaliśmy się w wypasionym hotelu z 2 basenami i własną plażą. Zwykle szkoda nam pieniędzy na takie historie, bo w Europie za ten standard trzeba zapłacić min.200 EUR za noc (nie jeździmy z biurami), a tutaj za połowę tej kwoty pławiliśmy się w luksusie.

Prawda jest jednak taka, że najlepszą rzeczą w tym hotelu był… mały pensjonat tuż obok, który prowadził świetną restaurację i jeszcze lepszą szkołę gotowania. Tak się cieszyliśmy, że mieszkamy w pięknych warunkach przyrody za relatywnie nieduże pieniądze, a okazało się, że w sąsiedztwie mamy prawdziwy raj za ¼ tego, co płaciliśmy 🙂 Zarówno wyspę, hotel (Centara Koh Chang Beach Resort) , a przede wszystkim ten pensjonat i restaurację obok (Blue Lagoon)  – bardzo polecamy, szczególnie jeśli nie należycie do fanów imprezowania.

Dzisiaj zatrzymałabym się w Blue Lagoon. Pensjonat jest przeuroczy, położony nad piękną laguną, z bungalow'ami przy samej wodzie, lampionami nad tarasami łączącymi poszczególne domki. No i ta restauracja... najlepsze jedzenie, jakiego próbowaliśmy w Tajlandii.

Doskonałym pomysłem na ciekawe doświadczenie w Tajlandii jest szkoła gotowania, których jest oczywiście mnóstwo. Kuchnia tajska jest bardzo prosta w przygotowaniu jeśli tylko zapoznamy się z podstawowymi produktami i paroma zasadami przygotowywania tych posiłków. Blue Lagoon taką szkołę prowadzi i dzień w niej spędzony był jednym z lepszych w trakcie tych wakacji.

Zostaw Komentarz