Bariloche - niestety nie na narty
Wydaje mi się, że pierwszy raz w życiu odwiedziłam popularny kurort narciarski… w lecie. San Carlos de Bariloche zimą zamienia się w Argentyńska stolicę nart, a latem jest przyjemnym ośrodkiem wakacyjnym. Otoczone jeziorami i górami od razu przywołuje skojarzenia Szwajcarii. Ale też nie tylko przez krajobraz.
Architektura miasteczka nawiązuje do alpejskich chatek, a główny deptak miasta jest na gęsto usiany salonami firmowymi… fabryk czekolady. Na długości 1km naliczyłam 10 różnych marek kakaowych słodkości. A takiej różnorodności jeśli chodzi o wybór można szukać chyba jedynie w Belgii i Szwajcarii właśnie.
Do Bariloche jechaliśmy z El Chalten, choć nie udało nam się kupić biletu na bezpośredni autobus. Jak wspominałam wcześniej, w El Chalten nie trafiliśmy w pogodę, ale w szczyt sezonu turystycznego już tak, co sprawiło, że nie można się było stamtąd szybko wydostać. Postanowiliśmy zaryzykować i kupić bilet do miejscowości mniej więcej w połowie drogi, bo do Bariloche bilety były dostępne dopiero za kilka dni. Ktoś nam poradził, że bliżej będzie łatwiej…
Brzmiało dość prosto, ale jak o 5:30 rano, po 12h podróży wylądowaliśmy na środku skrzyżowania przy stacji benzynowej i zamkniętym dworcu, bez biletu na dalszą podróż i bez żadnych innych zabudowań dookoła, przestało to tak brzmieć. Towarzystwa dotrzymywały nam koleżanki owce, których kierowca zrobił sobie dłuższą przerwę i gawędził ze sprzedawcą stacji. Dworzec otworzył się o 8:30 i udało się kupić bilety na pierwszy autobus do Bariloche… były ostatnie 3. Kupował Bogdan. Gdybym poszła do kasy ja, pewnie nie byłoby już żadnego… Do tej pory była to nasza najdłuższa podróż z punktu do punktu – od drzwi do drzwi – 24h.
W ramach tego User Story chcieliśmy zrobić jedną rzecz – przejechać Ruta de 7 lagos – czyli Drogę 7 jezior, która zaczyna się w Bariloche, a kończy w San Martin de los Andes, ok.200km w jedną stronę.
Sprawdziliśmy autobusy, busiki i opcje wycieczkowe, zależało nam, żeby przejechać tę trasę w 1 dzień i w takiej sytuacji najtańszy okazał się samochód. Wypożyczyliśmy autko na 1 dzień i zrobiliśmy sobie „burżujską” wycieczkę. Bardzo to był przyjemny dzień, a krajobrazy jak to w Patagonii – piękne nie do zniesienia.
Tam pożegnaliśmy Patagonię, a ta mała galeria to nadprogramowe demo Sprintu 2. Patagonia to wspaniała kraina, warta obejrzenia chociaż raz w życiu. Żałuję trochę braku niezależności w postaci własnego samochodu. Przejechanie Ruta 40 na własną rękę musi być czymś wspaniałym. Czasem po drodze, z okna autobusu, widziałam wielkie stada owiec lub krów i ich opiekunów – Gauchos z psami. Panowie lub Panie na koniach, w charakterystycznych berecikach, luźnych koszulach, skórzanych, zużytych chapsach, z prawdziwymi ostrogami na butach. Obrazek trochę jak z filmu. Nie upolowałam tego widoku nigdzie w tych turystycznych zagłębiach, w których się zatrzymywaliśmy. Kiedyś tu wrócę!!! 🙂 Tylko po to, żeby zrobić fotoreportaż z Patagońskich „Estancias”.
Zostaw Komentarz