Namibia – bo mniej zawsze znaczy więcej

with Brak komentarzy

Namibia - a co ciekawego może być w pustyni?

Kilka lat temu mój znajomy był na wakacjach w Izraelu i Jordanii i zapytany przeze mnie po powrocie co mu się najbardziej podobało, odpowiedział – pustynia Wadi Rum. W odpowiedzi zapytałam: „To dziwne! A co ciekawego może być w pustyni?!”. Głupia widać byłam, a już wcale nie taka młoda 🙂

Po ostatnich 6 miesiącach podróży wiem, że moje ukochane krajobrazy to właśnie pustynie. Wszystkie góry, lasy, jeziora i morza naszej planety nie przysłonią mi bezkresnych przestrzeni pustyń. Żadna zieleń ani kolory wszystkich kwiatów świata nie przebiją czerwieni pustynnego piasku ani idealnego błękitu nieba, który z nią kontrastuje. Bo mniej znaczy więcej!

Dlatego właśnie pokochałam Namibię najszczerszą miłością. Krajobrazowy hit mojego życia i miejsce, w które będę chciała wracać. Nawet każda minuta spędzona w samochodzie była tutaj na wagę złota. Szutrowe drogi, wijące się między najróżniejszymi w kształtach formacjami skalnymi, przypominały w odbiorze narciarskie trasy z lodowców, czasem rollercoastera, kiedy oprócz lewo i prawo, wstęga wiła się również w górę i w dół.  Mimo awarii systemów ABS i kontroli trakcji, zrobiliśmy tę trasę bez przykrych przygód, a prawie na naszych oczach dwa samochody wypadły z drogi, bo szuter czasem zachowuje się pod kołami jak lód. Bogdan się pewnie trochę nad kółkiem pomęczył, ale ja miałam tylko mnóstwo frajdy z zakurzonej trasy, która miała w sobie znacznie więcej uroku i dramatyzmu niż pospolity asfalt.

Tak się potrafią kończyć niewinnie wyglądające wiraże na namibijskich szutrach

Nasze przystanki były raczej bezstresowe 🙂

Noc spędzona pod Spitzkoppe była najbardziej magicznym czasem ostatnich 6 miesięcy. Jestem w stanie uwierzyć, że akurat w tym konkretnie miejscu, na niebie jest więcej gwiazd niż gdziekolwiek indziej na świecie 😉

Wschód słońca nad Diuną 45 to najlepszy wschód słońca, jaki do tej pory widziałam i dzieli miejsce na podium jedynie ze wschodem słońca na Salar de Uyuni (również pustynia…). Dalej długo, długo, długo nic…

Fish River Canion dorównuje urodą swojemu konkurentowi z Nevady w USA – naprawdę zero kompleksów! W moich oczach nawet go prześcignął, krajobraz ma więcej przestrzeni, jest bardziej zaskakujący, bardziej monumentalny.

Ale najlepsze w Namibii jest to, że nie trzeba tu jeździć setkami kilometrów, żeby dotrzeć w końcu do jakiegoś pięknego miejsca i zaliczyć kolejny „highlight”. Ten kraj CAŁY jest piękny i każda minuta podróży tutaj rozpieszcza oko i ducha.

Bogdan, prowadząc dzisiaj samochód powiedział tak: „Ja tam może nie jestem jakimś wielkim estetą, widoczki mnie nie fascynują, ale to jest tak piękne, że aż nie chce się wyjeżdżać! Jakbyś coś takiego zrobiła na zdjęciu w Photoshopie to pomyślałabyś potem: „Nie – chyba przesadziłam!””.

Dzisiaj nasza ostatnia noc w Namibii, żegnamy się z nią rzewnie i na pewno nie na zawsze! Jeśli nie za rok, to za dwa albo trzy lata wrócimy tu na pewno – może z jakąś większą ekipą? Ktoś chętny? 🙂

Zostaw Komentarz