Sprint 6 – czas na release epickiego sprintu!

with Brak komentarzy

Machu Picchu i Galapagos - moment kulminacyjny wyprawy na ten kontynent!

Tak naprawdę moment kulminacyjny ciągle będzie trwał, bo jesteśmy w trakcie wizyty na Galapagos, a ta mimo naszych kosmicznych oczekiwań, i tak je przerosła.

Nie mniej jednak ostatnie 2 tygodnie obfitowały w rzeczy wielkie, epickie, jedyne w swoim rodzaju, w high light’y tego kontynentu. Sprint poszedł nam bardzo dobrze i to kolejny dowód na to, że dobre przygotowanie do sprintu sprawia, że potem wszystko idzie łatwo i przyjemnie. Tym razem byliśmy dobrze przygotowani, bo całe poprzedzające 2 tygodnie tylko czytaliśmy, planowaliśmy, rezerwowaliśmy bilety i zbieraliśmy siły na ten epicki sprint. 🙂

Zobaczcie jak nam poszło.


 

User Story 1

Jako coraz większa fanka historii tego kontynentu, chciałabym zwiedzić Cusco, stolicę dawnego Państwa Inków, żeby odnaleźć trochę śladów po tamtej cywilizacji, ale też obejrzeć bezsprzecznie „piękną katastrofę”, którą Hiszpanie tu zgotowali.

Realizacja

Cusco okazało się bardzo przyjemnym miejscem na dłuższą przerwę w ciągłym biegu. Zwiedziliśmy chyba każdy zaułek starego miasta, obejrzeliśmy najważniejsze kościoły, skorzystaliśmy z Free Walking Tour on Foot, który był jednym z lepszych, w jakich kiedykolwiek braliśmy udział. Elvis, nasz przewodnik, nie ganiał nas po zaprzyjaźnionych knajpach i sklepach z pamiątkami tylko opowiedział o bolesnej historii Cusco, prezentował przygotowane przez siebie materiały typu mapy, rysunki, wydruki zdjęć. Opowiadał z zaangażowaniem, wkręcił nas w historię tego miasta, zaraził pewnie też trochę swoją miłością do jego małej ojczyzny. Na koniec odwiedziliśmy jeszcze Muzem Sztuki Prekolumbijskiej, które mimo że znacznie mniejsze, prezentuje dużo ciekawsze eksponaty niż te, które widzieliśmy w Santiago w Chile. Inkowie mieli niezaprzeczalnie doskonały gust! Ich rękodzieła, tkaniny, wyrabiane naczynia, a przede wszystkim – biżuteria, mogłyby dzisiaj być sprzedawane na Targach Rzeczy Ładnych w Warszawie i jestem przekonana, że cieszyłyby się dużym powodzeniem. Inkowie to esteci! Widać to na każdym kroku, spójrzcie na lokalizację Matchu Picchu – wybór tego konkretnie miejsca musiał mieć związek z jego urodą 🙂

Story Points:

Plan: 3 SP/ Realizacja: 3 SP

Plaza de Armas w Cusco - spędziliśmy na nim wieeeeele godzin 🙂

User Story 2

Jako stęskniona za tęczą z Placu Zbawiciela mieszkanka Warszawy, chciałabym zobaczyć Tęczową Górę w Peru, żeby pocieszyć oko jej kolorami.

Realizacja

To była mordęga…. Jak czytam te wszystkie luzackie relacje z blogów pt. „Trochę ciężko, ale trzeba mieć poważne problemy ze zdrowiem albo kondycją, żeby wsiadać na konia zamiast iść”, to nie mogę uwierzyć, że istnieją tacy ludzie na ziemi. Dla nich wszystkich – ogromy szacunek! Bogdan wszedł na górę do samego końca na nogach. Ja ostatni kilometr zrobiłam na koniu i mam wrażenie, że gdybym na niego nie wsiadła to padłabym po drodze. Trasa jest prosta, to prawda. Nie jest stroma – to też prawda. Ale ta wysokość - 5 000 m n.p.m.- jest nieludzka i tyle. W trakcie naszych nielicznych (ale jednak!) trekkingów w Ameryce Południowej spotykamy na trasie prawdziwych fachowców w tej dziedzinie. Biegają tam, gdzie my ledwo leziemy. Na ostatnim odcinku (około 300m) podejścia do punktu widokowego na Tęczową Górę nie było żadnego takiego chojraka. Wszyscy byli bladzi, dyszeli okrutnie, robili pauzę raz na 10-20 kroków. Mimo to – warto! Nawet jeśli masz zrobić tę trasę w całości na koniu (dodatkowe 50 soli) 🙂 Z pełną premedytacją nie odejmuję sobie nawet pół punkcika za ten kilometr na wierzchowcu 😉 Wlazłam sama prawie na sam szczyt! 8 SP!

Story Points:

Plan: 8 SP/ Realizacja: 8 SP

Top zdjęcie - trekking na Tęczową Górę. Sama bohaterka trekkingu schowała się za chmurą, dolina zaprezentowała się znacznie lepiej 🙂

User Story 3

Jako turystka po prostu, chciałabym zobaczyć Machu Picchu z dołu i z góry, żeby lepiej zrozumieć ten fenomen światowej turystyki i przy okazji jeszcze więcej dowiedzieć się o cywilizacji Inków.

Realizacja

Bardzo byłam ostrożna jeśli chodzi o oczekiwania w stosunku do tego punktu programu. Ruiny to jest coś, czego nie rozumiem, nie znoszę, nie czuję. Pamiętam, jak na Forum Romanum w Rzymie słuchałam audio przewodnika i naprzeciwko jakiegoś kamienia zaczął się wywód na temat pięknej świątyni, z której ten kamień pochodził… W tym momencie zdjęłam słuchawki i  wyszłam – no „C'mon! Ten kamulec???” Takie rzeczy po prostu nie na moją (może niestety zbyt ograniczoną) wyobraźnię.

Ale to nie jest przypadek Machu Picchu. Cała ta wyprawa ma w sobie jakąś magię. Myślę, że jeszcze lepiej jest przy trekkingach, kiedy idziesz do celu przez kilka dni. Dla nas już sama przechadzka po torach była nie lada atrakcją. Piękna dżungla, szum rzeki, i szuranie kroków stawianych na tłuczniu pod torami. I tak przez 3 godziny. Można sobie wręcz pomedytować. Podobnie w trakcie wspinaczki na Machu Picchu Montaña – ciągle z widokiem na to niezwykłe miasto… Kolejna porcja schodów, a za zakrętem ten niesamowity widok… Raz jeszcze to powtórzę – Inkowie mieli DOSKONAŁY gust 🙂

8 SP dowiezione w całości. Brawo my!

Story Points:

Plan: 8 SP/ Realizacja: 8 SP

Top zdjęcie - Machu Picchu. Fotograficzny banał, ale własny!

User Story 4

Jako miłośniczka wielkich miast, chciałabym choć na chwilę zajrzeć do Limy, żeby poznać stolicę tego jak dotąd bardzo przyjaznego (odpukać!!!) dla nas kraju.

Realizacja

Obawialiśmy się trochę Limy. To był kolejny punkt na naszej trasie, o którym nasłuchaliśmy się sporo kiepskich historii i pewnie dobrze, że tak się stało. Dzięki temu włączyliśmy wzmożoną czujność, nie wygłupialiśmy się z żadnymi długimi spacerami po zmroku i ostatecznie – wyjechaliśmy z Limy zauroczeni peruwiańską stolicą. Mało widzieliśmy, bo tylko Miraflores, Stare Miasto i Barranco, ale każda z tych dzielnic była piękna! Miraflores to podmuch Limy bogatej, tej na pokaz. Zwróconej ku oceanowi, z neonami wypasionych centrów handlowych, pięknymi parkami i pogodnymi ludźmi tańczącymi Zumbę na środku ulicy w niedzielny poranek. Stare Miasto jest tak imponujące, że ciężko je nawet komentować. Piękne rzeźbione balkony kolorowych kamienic, znów wyrąbane w kosmos kościoły, postkolonialny blichtr w pełnej klasie. Barranco jest tym dla Limy, czym Kreuzberg jest dla Berlina – trochę niechlujnie, ale za to artystycznie i z duszą. Wcale bym się nie obraziła, jak byśmy mieli na Limę jeszcze jeden dzień.

Story Points:

Plan: 3 SP/ Realizacja: 3 SP

User Story 5

Jako duża miłośniczka dzikich zwierząt, chciałabym spełnić swoje marzenie i pojechać na Galapagos, żeby przez kilka dni poobcować z dziką żywą naturą najbliżej, jak to na świecie możliwe.

Realizacja

Tutaj poszło nam doskonale! Plan na Galapagos jest rozpisany na każdy dzień, właśnie go realizujemy i już po 3 dniach nie możemy uwierzyć, ile wspaniałości tu przeżyliśmy. Ostatecznie przez pierwsze 6 dni skaczemy po wyspach najtańszym możliwym kosztem– czasem w ramach 1-dniowych wycieczek, a gdy tylko się da, na własną rękę. A ostatnie 5dni spędzimy na rejsie, ale w trasie, która pokaże nam przede wszystkim bardziej oddalone zakątki archipelagu. W trakcie tych 11 dni zobaczymy uwaga… 10 wysp! Oczywiście nie jakoś bardzo dokładnie, ale to tak jakbyśmy zrobili 1,5 programu dwóch różnych tras rejsów 8-dniowych 🙂  Nasza 5-dniowa wycieczka łodzią, mimo, że krótsza, adresowała nasze wymagania, zmieściła się w budżecie i idealnie uzupełniła to, co ciężko zobaczyć, skacząc tylko po wyspach. Pół kolejnego sprintu to nadal Galapagos, po jego zakończeniu obiecuję pełną relację zarówno z naszych przeżyć tutaj, ale też trochę praktycznych podpowiedzi. 

Story Points:

Plan: 8 SP/ Realizacja: 8 SP

Przedsmak Galapagos... Floreana (port)

Floreana (port) - już wiemy, że lwy morskie będą nam tu towarzyszyły non stop

30 SP - tyle punktów mieliśmy dowieźć w tym sprincie na podstawie pierwotnego planu

30 SP - tyle ostatecznie dowieźliśmy!!!

Pierwszy raz udało nam się zrealizować 100% planu! Może dlatego, że wzrosła nam wydajność? W końcu zespół powiększył się nam o jedną osobę… Hmm… Kurcze – coś w tym jest! 🙂


Nasz plan na Sprint 7 to w ponad połowie nadal Galapagos. Zakończymy go w Quito, a może trochę dalej – zobaczymy, gdzie dojedziemy. Po tak dokładnie rozpisanym harmonogramie przez ostatni miesiąc, przyda nam się trochę spontanu!

Nie dam już rady przelać do posta dokładnego planu na Sprint 7. Jutro ruszamy na San Cristobal, gdzie o Internet będzie jeszcze trudniej niż na Santa Cruz, na której ostatni post ładowałam 3 dni. A potem wsiadamy na łódź i zaczynami internetowy odwyk.

Pełna relacja z Galapagos będzie więc musiała poczekać do naszego przyjazdu do Quito.

Hasta la proxima vez Amigos! 🙂 Tym razem przerwa w artykułach przynajmniej do 10 kwietnia.

Zostaw Komentarz