USA – Retro cz.4 – Co poszło nie tak dobrze i nauki na przyszłość

with Brak komentarzy

Co poszło nie tak dobrze?

  • Nie poznaliśmy tego kraju...

...widzieliśmy tylko najbogatszą jego część, wizytówkę mocarstwa bez najmniejszego jego cienia. Myślę sobie, że taka Arizona, Teksas albo Nowy Orlean dałby nam większy przekrój doświadczeń. My się tylko (choć pewnie też „aż”) doskonale bawiliśmy. Kalifornia jest odrealnioną krainą. Po ulicach przemykają piękni, wymuskani ludzie. Okolice San Francisco to dzisiaj stolica Amerykańskiego Snu pod znakiem zaawansowanych technologii, start-up’ów, chęci zrewolucjonizowania świata. Czuć bogactwo i niczym niezachwianą pewność siebie.

Ludzie są nasyceni słońcem i dobrobytem. Uśmiechy, miłe zaczepki – łatwo się tym dla Polaka zakrztusić. Pani w supermarkecie ucinająca z Tobą pogawędkę i życząca Ci wszystkiego najlepszego w tym pięknym kraju prawie rozczula, bo u nas w Warszawie to wręcz nie do pomyślenia… Ale tak na chłodno – sporo w tym też powierzchowności, komercji i plastiku.

Chętnie obejrzałabym amerykańską wieś, gdzie ludzie walczą z nieokrzesaną siłą natury, zobaczyłabym Nowy Orlean z całością jego bolesnej historii i tej dawnej i tej bardziej aktualnej, posłuchałabym jazzu i blues’a w jakimś zatęchłym klubie. Zajrzałabym na Alaskę, tak daleko od reszty swojego kraju musi być fascynującym zjawiskiem społecznym i gospodarczym.

  • Duże nadszarpnięcie oszczędności

Nowy Jork i Kalifornia są bardzo drogie. Na wiele sobie pozwoliliśmy, ale też mimo sporego luzu finansowego musieliśmy pilnować wydatków, bo łatwo tam popłynąć. Pójście do dobrej restauracji w NYC praktycznie odpadało, bo bilet na musical kosztował nas majątek (500USD za 2 osoby). Bilety wstępu do takich atrakcji jak Universal Studios czy Warner Bros to też kolejne setki $. Zakupy w San Jose w delikatesach, które nie sprzedają chemicznego syfu tylko normalne znane nam jedzenie (oczywiście wszystko z pieczątką „bio”) to wydatek rzędu 200$ na 4 osoby na 2-3 dni. Zakupy odzieżowe i elektroniczne były w planie, bo jeszcze był to czas niezłego kursu dolara i można było dobrze się obkupić po okazyjnych cenach, ale bardzo łatwo się tam nabrać na wszystkie deal’e typu: kup 3 a czwarta gratis. WSZYSTKO tam sprzedają hurtem. Ostatecznie bierzesz więcej niż potrzebujesz no i nabrałam się na to parę razy…

 

Nauki na przyszłość ("Action points")

 

  • Europa jest mała – dobrze mierz odległości i swoje siły na zamiary!

Europa jest maleńka w porównaniu do innych kontynentów – Ameryka jako pierwsza nam to pokazała. Planując z Polski wyjazd z San Jose do Las Vegas wydawało mi się że to rzut beretem. A to tak jakbym sobie wymyśliła, żeby jutro się kopsnąć samochodem z Warszawy do Paryża. Jakoś tak jest, że mapa wizualnie nie do końca do Ciebie przemawia, dopiero jak zaczynasz wrzucać sobie trasę w Google to dociera, że nie wszędzie dojedziesz, że spędzisz długie godziny w samochodzie, czasem nic po drodze nie widząc, bo jedyne co miniesz to stacje benzynowe na pustkowiu (daję słowo – nie wiem skąd one się tam biorą i gdzie żyją Ci ludzie, którzy w nich pracują!).

  • Umiejętnie wykorzystuj cenny czas

W trakcie 3 tygodni pobytu w sumie prawie tydzień spędziliśmy leniąc się przy basenie u przyjaciół, śmigając po outletach i okolicznych mall’ach, popijając wyborną Margaritę i zagryzając Burittos (both made by: Woźniak). Dużo mieliśmy z tego zabawy, nie żałuję tego scenariusza. Nie mniej jednak – czegoś mnie to nauczyło i z perspektywy czasu wiem jedno: lenistwo jest ważne, trzeba też mieć czas na odpoczynek, ale jak jedziesz na drugi koniec świata i wydajesz na to fortunę – pomyśl czy nie lepiej odpocząć w Parku Sekwoi niż w outlecie. Chyba nawet taniej by wyszło. No dobra - tego parku jednak trochę żałuję… 🙂

  • USA jest fascynujące

Jaki to jest niesamowity kraj… malutko go widzieliśmy, ale i tak zrobił wrażenie. Na pewno chcemy tam wrócić, ale tym razem na wieś i do małych miasteczek no i oczywiście do Parków Narodowych.. Wsiąść w samochód i jechać przed siebie czyli dokładnie tak, jak ten kraj należy zwiedzać. Na naszej liście znajduje się parę „mustów”: Nowy Orlean (u mnie) i Alaska (u Bogusia) przodują. Kiedyś trzeba tam po prostu wrócić!

 

Zostaw Komentarz